Republika - Ani ja, ani ty - tekst piosenki, tłumaczenie piosenki i teledysk. Zobacz słowa utworu Ani ja, ani ty wraz z teledyskiem i tłumaczeniem.
16. 1 To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. 2 Wyłączą was z synagogi. Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. 3 Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie. 4 Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali o
Zamknę się w klasztorze, ani świat dla mnie, ani ja dla świata. Ja i ludzie nigdy się z sobą zrozumieć nie możem, — zostanę z Bogiem, który mnie zrozumie! Tak mówił i szedł oglądać klasztory, aby sobie w którym z nich obrać nieznane mieszkanie, grób, w którymby się żywy zasklepił. Lecz jego wyobraźnia dziecinna
Ref.: Chciałbym dać Ci cały świat, najpiękniejszą miłość i. Tylko Ciebie jedną chcę, a Ty kochaj tylko mnie. Chciałbym dać Ci cały świat, wszystkie noce, z Tobą dni. Jesteś w mym cudownym śnie, a Ty kochaj tylko mnie. To kolejna noc bez Ciebie i wciąż pragnę Twoich ust. Nawet nie wiesz, jak ja tęsknię, jak Cię brakuje tu.
Stan strachu – album Obywatela G.C. wydany w 1989 roku, nakładem wydawnictwa Polskie Nagrania „Muza” . Realizacja nagrań – Rafał Paczkowski. Kierownictwo organizacyjne – Jerzy Tolak. Nagrań dokonano w Studio S-4 w Warszawie – lipiec, sierpień 1989. Projekt graficzny – Z. Podgórski. Foto – Przemysław Skwirczyński.
Nie będziesz w dniu tym wykonywał żadnej pracy ani ty, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służebnica, ani twoje bydło, ani obcy, który przebywa w obrębie twoich bram. 19 Pan bowiem uczynił w sześciu dniach niebo i ziemię, morze i wszystko, co w nich jest. I Pan pobłogosławił dzień szabatu i uczynił go
3jjdbc. polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Widzę, że ani Ty ani żaden z Twoich przyjaciół nie macie żadnego wytłumaczenia. I see that neither you nor your friends listen to reason. Ani zespół, ani Ty, ani ta osoba nie żałujecie tego, że się rozstajecie. Neither you nor your team nor that person will regret this parting. Ani ja, ani Ty, ani Ellie. Ani BullionVault, ani Ty, nie mamy prawa czerpać zysków z załamań systemu. Neither BullionVault nor you have the right to make profits from trading system failures. Dlaczego ani Elisabeth ani Ty nie obudziliście się? Why did neither Elisabeth nor you wake up? Bez tego ani Ty, ani Twój developer (nie wspominając o inwestorach) nie będziecie wiedzieli, co robicie ani dokąd zmierzacie. Without these neither you nor your developer, not to mention investors will know what they're doing or why they're doing it. W przypadku noży bezpiecznych MARTOR z ukrytym ostrzem (SECUMAX) ostrze jest tak bezpiecznie osłonięte, że ani Ty ani zapakowany towar nie macie z nim kontaktu. A MARTOR safety knife with a concealed blade (SECUMAX) has a blade that is so securely concealed that neither you nor packaged goods can come into contact with it. Po złożeniu wniosku o transakcję w odpowiedniej sieci kryptowalut, sieć automatycznie uzupełni lub odrzuci wniosek i ani Ty, ani Luno nie będziecie w stanie anulować lub w inny sposób zmodyfikować transakcji. Once a transaction request has been submitted to the relevant cryptocurrency network, the network will automatically complete or reject the request and neither you or Luno will be able to cancel or otherwise modify your transaction. Jeśli aplikacja, która została zidentyfikowana jako złośliwe oprogramowanie, została zainstalowana na poziomie systemu (np. przez jednego z poprzednich użytkowników danego urządzenia, sprzedawcę itp.), to ani Ty, ani żadna aplikacja zabezpieczająca, ani antywirus nie może jej otworzyć i odinstalować. If an app identified as malware was installed on the system level, for example by one of the previous device users, sellers, etc., neither you nor any security or antivirus app can access and uninstall it. Jeśli jednak nabawisz się infekcji w szpitalu, na przykład gronkowca złocistego (ang. MRSA), ale ani Ty, ani Twoja dokumentacja medyczna nie będziecie w stanie wskazać, że szpital zaniedbał jakiekolwiek procedury, jest bardzo mało prawdopodobne, aby udało Ci się uzyskać odszkodowanie. However, if you get an infection in hospital, such as MRSA, and neither you nor your medical records can pinpoint any procedure the hospital failed to follow, you are very unlikely to make a successful claim. Tuż obok nas w parku Pałacowym znajduje się największe w Polsce Muzeum Przyrodniczo- Leśne oraz stacja Białowieża- Pałac, gdzie na pewno nie będziesz się nudził, ani Ty ani Twoje dzieci. Right next to us in the Palace Park you can visit the biggest Nature Museum and the station Białowieża- Pałac where you will not be bored neither you nor your children. Jeśli ani Ty, ani właściciel nie jesteście członkami Premium, zobaczysz sekcję, gdzie możesz zaktualizować swoje konto do statusu Premium. If neither you nor the owner are Premium members, you will see a section where you can upgrade your account to Premium. Gdy JUŻ się stanie, ani Ty ani nikt inny nie będzie w stanie tego zignorować: Whenever it happens, neither you nor anyone else will be able to ignore it: Pani Nasza, ani Ty, ani ja nie życzylibyśmy sobie, aby czyjeś uszy słyszały to, co mam do powiedzenia. "Lady of Ours, neither You nor I would wish living ears to hear what I have to say." Nie miała cię uszczęśliwiać, ani ty jej. She wasn't supposed to make you happy, nor you her. Ani ty ani twoja sukienka nie jesteście winne. Ani ty, ani ja nigdy jej nie widzieliśmy. Ani ty, ani twój producent. Ani ty, ani Hayes nie zrobiliście nic w sprawie ustawy antyhazardowej. Neither you nor hayes has done anything about the anti-gambling bills. Ani ty, ani Krogulec o niczym nam nie powiedzieliście. Remember, neither you, nor he told me the details of your adventures. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 536. Pasujących: 536. Czas odpowiedzi: 123 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoruKabaret Ani Mru-Mru – cytaty. A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż A[edytuj • edytuj kod] – A ile smaków, siedemdziesiąt dwa? sześćdziesiąt trzy? Chcę coś normalnego. – Nomalnego, nomalnego. A ja będę tu przychodził na sushi, aż całe spodnie wysuszi. – A pan co tak biega jak polscy obrońcy w meczu z Austrią?– Normalnie!– Normalnie to Austriacy biegali! – A pan doktor w okularach, trzyma takie maniunie w rękach...– O takie? W okularach...?– Doktor w okularach. Aaa, to taka zamiana! Aaale nieee... – Ale księża nie mają willi z basenem, fajnych imprez, drogich samochodów...– Błądzisz synu, błądzisz... Ale mnie łeb nap... Napadowe bóle głowy mam. Ale nie cyrkluj mi tą nogą! Po prostej nie można? – Aleee!– Aleee! Antek mi brzytwę dziadka... Dziadek – zakała rodziny... Dziadka brzytwę mi podaje. W życiu bym tego paskudztwa do ręki nie wziął, ale tonący byłem, to każdy by się chwycił! B[edytuj • edytuj kod] – Bliźniaki... Ma się tę dwururkę, co?– Ta, tylko niech ją pan przeczyści. Obydwaj czarni! Bo ja to się nieco w kolejkę wepchłem. Bo ten smok, to już mnie wkur... zdenerwował mnie. C[edytuj • edytuj kod] – Catering jedzie?– Noo... trochę jedzie...– No to nie wiem, postawcie przy oknie czy coś... Toi Toi-e są?– Są.– Czyste?– Czyste.– Przynajmniej raz... – Co to jest?– Wuteng.– Przepraszam, nie rozumiem.– Nie rosumiem, nie rosumiem... sie uczy, sie rosumie. Wuteng – miska! D[edytuj • edytuj kod] Dziadek... aż to zakała rodziny! G[edytuj • edytuj kod] – Gdzie jest piłka?– Idealnie na wprost.– Dobrze stoję?– Idealnie na wprost.– Ty mi nie mów, gdzie jest piłka, tylko czy dobrze stoję!– Na wprost idealnie... H[edytuj • edytuj kod] Hallo, hallo, Mietku. Hallo, hallo, Franku. M[edytuj • edytuj kod] Mama, wlazłem w gówno! – Mówi się: witam, jaśnie panie.– Słucham?– Witam, jaśnie panie.– A, to ja też witam... N[edytuj • edytuj kod] Nasz klient, nasz pan! – Nie jesteś Wilhelmem z Zarzecza?– Nieee, jam jest Maciej!– Maciej, skąd?– Z Zadupia! Nie wydurniaj się! Normalnie idź! Niechcący to można dziewkę z czworaków zbrzuchacić! – No wie pan... nie pana dziecko, mniejszy stres.–Jak to nie moje dziecko?! Noga, pupa, twarz, noga, pupa, twarz. Stary, to się po prostu płynie po chodniku. O[edytuj • edytuj kod] – O, a może ta, w pikowanej kurteczce?– To nie jest kurteczka. O, kutwa... P[edytuj • edytuj kod] – Pieniądze zabrałeś?– Tak, dziadkowi. – Piękna studentka, la, la, la...– Zaaamknij morrrdę. Widziałeś kiedyś piękną studentkę KUL-u? T[edytuj • edytuj kod] Taki duży, taki mały, może śmiesznym być... Tekst daj mi... o... tekst daj mi... W[edytuj • edytuj kod] – Widziałeś czarne oczy? Chyba u górnika. Haha... Poza tym nie masz się czego obawiać, nasz dziadziuś tu był...– A taaak, hahaha, a tooo, hahaha u górnika, dobre to! Widzisz, Macieju... Dziwny jest nasz świat. Czasami trzeba kogoś naprawdę wielkiego w dupę kopnąć, żeby los się do ciebie uśmiechnął... – Wie pan jaką bułkę najłatwiej schować na plaży?– Nie wiem.– Wrocławską hahaha... A nie! Tartą! Przepraszam... Ciasteczka pomagają nam udostępniać nasze usługi. Korzystając z Nonsensopedii, zgadzasz się na wykorzystywanie ciasteczek.
fot. Adobe Stock, pikselstock Kończyłam właśnie szyć sukienkę lodowej księżniczki, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Listonosz. Przyniósł paczkę dla Andrzeja, ciężką i ogromną. – Widzę, że mąż znalazł sobie konkretne hobby – uśmiechnął się znacząco doręczyciel, pokazując na naklejkę z adresem nadawcy. „Domowy Browar, Akcesoria i Gadżety”. Nawet nie miałam siły odpowiedzieć. Andrzej od kilku tygodni nakręcał się na domową produkcję piwa, szukał przepisów, spisał listę koniecznych akcesoriów. Wyszło mu, że za zestaw na start musi zapłacić kilkaset złotych. Protestowałam przeciwko temu wydatkowi, przypominając mu, że mamy do spłacenia nowy telewizor i pożyczkę wziętą na rower dla Krzysia, ale raczej się tym nie przejął. – Facet musi mieć jakieś hobby – oznajmił, gdy z cierpką miną wskazałam pudło. – Wolisz, żebym po pracy leżał na kanapie? Nie narzekaj. Westchnęłam i poszłam dokończyć szycie, jednym okiem patrząc w telewizor. Kupiliśmy go na „megapromocji” razem z pakietem kanałów sportowych. Mąż ze sportów oglądał jedynie piłkę nożną i czasami tenisa, ale za pakiet płaciliśmy kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Raty za telewizor też nie były niskie. Jednak Andrzej był zadowolony. Zawsze marzył, żeby oglądać Ligę Mistrzów na wielkim, plazmowym ekranie. A marzenia trzeba spełniać, prawda? Nie miałam nawet z kim iść do kina Następnego dnia mąż siedział w dawnym pokoju córki, gdzie rozłożył swoje pojemniki fermentacyjne, menzurki, cukromierze i drożdże piwowarskie. Potem przyszła Iza z Marzenką i wnuczka od razu zaczęła przymierzać suknię na bal przebierańców. Wyglądała prześlicznie! Strasznie chciałam zobaczyć, jak tańczy w tej sukience i bawi się z dziećmi. – Zrobimy zdjęcia! – obiecała Iza. Tylko że ja nie chciałam oglądać zdjęć. Miałam nadzieję, że będę mogła przyjść na ten bal i zobaczyć wnuczkę, ale Iza kategorycznie mi zabroniła, bo „dziadkowie nie przychodzą”. Było mi trochę przykro, jednak co mogłam zrobić? Kilka dni później do kin wszedł film, który od dawna chciałam zobaczyć. Wspomniałam mężowi, że możemy się na niego wybrać, jako że w czwartki oboje mieliśmy zniżki seniorskie. – Szkoda mi czasu – odpowiedział, nie odrywając wzroku od miniaturowej beczki, do której wsypywał cukier. – Idź sama, jak chcesz, dam ci te dziesięć złotych na bilet. – Mam swoje dziesięć złotych, nie musisz mi dawać! – zdenerwowałam się. – Po prostu chciałam, żebyśmy poszli razem do tego kina! Mówiłam jeszcze przez kilka minut, ale Andrzej reagował tylko zniecierpliwionym mruczeniem. Zastanawiałam się, z kim by tu iść do tego kina, niestety, nikt nie przyszedł mi do głowy. Nie miałam przyjaciółek ani nawet koleżanek. Całe życie poświęciłam rodzinie, dwójce dzieci, potem wnukom oraz oczywiście mężowi. Nie pracowałam, bo Andrzej prowadził swoje studio poligraficzne i sporo zarabiał. Oznaczało to, że nie miałam nawet znajomych z pracy. – Izunia, nie chciałabyś iść do kina na ten nowy film o szpiegach? – zadzwoniłam w końcu do córki. Iza nawet się nie wahała. Od razu powiedziała, że nie ma czasu. Jasne, rozumiałam to: szkoła Krzysia, przedszkole Marzenki, zebrania, bale i tak dalej. Do tego przecież sama pracowała. Co ja sobie myślałam, głupia! Syn, nawet gdyby chciał, nigdzie by ze mną nie poszedł. Był w szkole wojskowej, daleko od domu, przyjeżdżał tylko na święta. Postanowiłam więc iść sama. „Sporo ludzi chodzi samotnie do kina, to normalne” – przekonywałam sama siebie, ale potem, stojąc przed salą, zorientowałam się, że jestem jedyną samotną starszą panią w całym multipleksie. Wszędzie pary, grupki, rodziny. Tylko ja stałam tam z boku i udawałam, że strasznie mnie interesują afisze na ścianach… Niby byłam wśród ludzi, a czułam się najbardziej samotną osobą na świecie. Dlatego przysięgłam sobie, że nigdy więcej tego nie powtórzę! W domu zastałam Izę. Rozmawiała z Andrzejem i z kontekstu zorientowałam się, że przekonała go, aby kupił na firmę komputer, który dostałby Krzyś. Zdziwiło mnie to, bo chociaż firma należała do Andrzeja, zawsze konsultował ze mną większe wydatki. – Daj spokój! – uciszył mnie, kiedy zapytałam, dlaczego nie zapytał mnie o zdanie. – Zakład ma górę zleceń, drukujemy prawie bez przerwy, stać nas, żeby spełnić marzenie wnuka. – Drukujecie, bo jest nowy rok, firmy mają jeszcze budżety na reklamę i zamawiają materiały – przypomniałam cierpko. – A w wakacje kredyty też trzeba spłacać, kiedy masz martwy sezon, nie mówiąc o końcu roku. Widziałam, że to go trochę zastanowiło, ale w końcu machnął ręką. – Marzenia są po to, żeby je spełniać – powtórzył, po czym zniknął w swoim świecie z trzydziestolitrowymi butlami, wężykami i rurkami. Rozpłakałam się jak dziecko Położyłam się na kanapie i, rozżalona na cały świat, włączyłam telewizor. Chciałam pooglądać swój ulubiony kanał z serialami komediowymi. Nie mogłam go jednak znaleźć i dopiero po kwadransie nerwowego pstrykania pilotem, uświadomiłam sobie, że zmieniając pakiet na sportowy, zrezygnowaliśmy z kilkunastu wcześniej odbieranych programów! Byłam tak rozgoryczona po samotnej wyprawie do kina, zaniepokojona rosnącymi zobowiązaniami finansowymi i urażona tym, że mąż od kilku dni mnie ignorował, że zaczęłam płakać. A nie płakałam, nawet kiedy mój ukochany syn wyjeżdżał z domu! Od lat nie uroniłam ani jednej łzy, bo przecież musiałam podtrzymywać na duchu innych! A teraz nagle siedziałam sama w pustym salonie, patrzyłam tępo na mecz piłki ręcznej i płakałam… Czułam się tak okropnie samotna, pominięta, lekceważona przez bliskich, nieważna. Wszyscy mieli swoje zainteresowania, marzenia, zajęcia, tylko nie ja. A to dlatego, że przez kilkadziesiąt lat to oni byli moim zajęciem i jedynym przedmiotem zainteresowania. Żyłam, żeby zaspokajać ich potrzeby i spełniać marzenia. Jeśli miałam do wyboru kupno materaca rehabilitacyjnego, którego potrzebował mój kręgosłup, i spełnienie życzenia wnuka o rowerze górskim, wygrywał rower. Jeśli trzeba było wysilać oczy i kłuć sobie palce przez kilkanaście godzin, żeby uszyć wnuczce sukienkę naszywaną śnieżynkami, robiłam to, chociaż wolałabym robić co innego. Jeśli mąż chciał realizować nowe hobby i nie miał dla mnie czasu, cicho wymykałam się z domu i siedziałam sama w kinie wśród obcych ludzi… – Beata, co ty oglądasz? – nagle w drzwiach stanął Andrzej. – Co ty… Ty płaczesz? Dlaczego? – Bo nikogo nie obchodzi, czego ja chcę! – wybuchłam, nim przemyślałam sprawę. – Ani ciebie, ani Izy, ani… no właśnie, nawet nie mam kogo wymienić, bo nikogo więcej nie mam. A ja chciałabym tylko, żeby ktoś ze mną poszedł do kina! I jeszcze chcę zobaczyć swoją wnuczkę na balu przebierańców! I chcę sobie kupić materac rehabilitacyjny, żeby rano wstawać bez bólu pleców! I oglądać to, co lubię, a nie mecze! Nigdy nie zapomnę zszokowanego wyrazu twarzy mojego męża. Wyglądał, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że ja mogę marzyć o czymś więcej niż tylko o tym, by moja rodzina była syta i zadowolona. Ale trzeba przyznać, że stanął na wysokości zadania. Przyznał, że zakup nowego pakietu programów był pochopną decyzją, tak samo jak kupienie plazmy. Telewizora nie dało się już oddać, ale od poniedziałku wróciły moje ulubione programy. Zaprosił mnie też do kina na romantyczną komedię, a potem na… romantyczną kolację. Słyszałam, jak dzwonił do Izy i mówił, że jednak w tym roku nie może już kupować sprzętu na firmę. Rozmawiali o czymś jeszcze, ale nie słuchałam, bo leciał mój serial. – Już idę! – zawołałam tydzień później, słysząc dzwonek do drzwi. To był kurier. Stał obok wielkiego, płaskiego pakunku w folii bąbelkowej. Mój materac rehabilitacyjny! Niby niewiele się zmieniło w moim życiu, ale jednak jestem szczęśliwsza. Zaskoczyło mnie, jak bardzo Andrzej wziął sobie do serca moje łzy. Wiem też, że musiał powiedzieć Izie, co się stało, bo zostałam nieoczekiwanie zaproszona na występ do przedszkola. Przedstawienie było z okazji pierwszego dnia wiosny, a moja wnuczka grała rolę ustępującej Pani Zimy. Wyglądała prześlicznie w uszytej przeze mnie sukni! Tak, dobrze jest spełniać marzenia najbliższych, ale trzeba też dać im szansę, by oni zwrócili uwagę na nasze potrzeby. I naprawdę nie ma nic złego w domaganiu się, aby coś dla nas zrobili. Wtedy wszyscy jesteśmy odrobinę szczęśliwsi! Czytaj także:„Mój facet ogląda się za młodymi dziewczynami i cyka obcym babkom fotki z ukrycia. A ja, głupia, chciałam za niego wyjść”„To moja wina, że syn sięgnął dna. Serce mi się kraje, gdy wnuczek donosi, że tatuś znów spał na podłodze”„Bieda u nas aż piszczy, a ja oddałam znaleziony portfel. Według teściowej jestem frajerką. Niestety, chyba ma rację”
fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih Mogę sobie wyobrazić, co powiedzą. W wyobraźni łatwiej wszystko przeżyć, więc może potrenuję. Mama pewnie prędzej to przełknie. Najpierw dostanie szału, ogarnie ją wściekłość, trochę pokrzyczy, złapie się za serce, a potem rozpłacze. Zawsze i do końca Jest ekstrawertyczna i na jej twarzy maluje się każda emocja, każdy ból. Ja rozumiem, że ich może to boleć. Sama nie mam dzieci, ale przecież wiem, że dla rodziców są one najważniejsze. Zawsze i do końca. Chociaż może wcale nie tak zawsze. Nie aż tak. Magda często mi opowiada, jak to u niej było. – Ja im chyba trochę zawadzałam, wiesz? – zastanawia się. – Kochali się do szaleństwa, słowo daję, przez całe życie. Nawet jako dziecko byłam zawsze na drugim planie, sami sobie wystarczali, sami dla siebie byli najważniejsi. – Chyba trochę przesadzasz – powątpiewałam. – Nie wierzę. – Ale naprawdę tak było. Trzymali się za ręce, gdziekolwiek szli, a ja wstydziłam się za nich, bo wydawało mi się to potwornie głupie i dziecinne. Jak nastolatki! Potrafili dawać sobie buzi w autobusie, na przystanku albo stojąc w kolejce w sklepie. Nasza sąsiadka nazywała tatę „dziubdziusiem”. Ja oczywiście uważałam, że to obciach straszny. A oni się śmiali i wcale im nie przeszkadzało, że ktoś może tak złośliwie na nich patrzeć i ich krytykować. – Ale ja mam Magda na myśli ciebie. Na pewno im nie zawadzałaś, no coś ty! Byłaś ich ukochaną jedynaczką, zawsze tak to widziałam – przekonywałam. – Bzdura, Gośka, byłam na drugim planie. Na pewno. I kiedy wyprowadziłam się z domu, odetchnęli z ulgą. Pomyśl, to trwało tylko dwadzieścia lat w ich przypadku. Odchowali mnie i oddali mężowi, żeby to on się dalej ze mną bujał. Oni swoje zrobili. Pozbyli się ciężaru, jak zostali sami. Już nie musieli się mną krępować. Pewnie bzykali się na stole w kuchni i w przedpokoju przy zakładaniu butów… – Magda! – A co? Gdy się wyprowadziłam, nie mieli jeszcze pięćdziesiątki. Byli młodsi niż my teraz, kochana. Dużo młodsi, nieśmiało ci to przypominam. – Ale to zawsze jakoś nie fair. Mówić o życiu seksualnym naszych starych, nawet myśleć o tym. To ich sprawy, nie… – Gdybyś widziała, jak na siebie patrzyli, nie byłoby to dla ciebie nie fair. Sama byś spłonęła ze wstydu! W mojej rodzinie było zupełnie inaczej Zawsze odnosiłam wrażenie, że rodzice wcale się nie kochają, tylko mnie wychowują przy okazji, rywalizując ze sobą o moją miłość i moje względy. Głupio się z tym czułam, szczególnie gdy urodził się brat, bo on nigdy nie był obiektem ich adoracji i absolutnie nie poszedł w moje ślady. Nie był ani „najładniejszy”, ani „najzdolniejszy”, ani „najgrzeczniejszy”, ani nawet „najbardziej pracowity”. Jak ja. Tak mnie postrzegali, chociaż to nie była prawda. Owszem, dobrze się uczyłam, nie sprawiałam kłopotów wychowawczych, byłam chyba taką typową dziewczynką, dosyć poukładaną i posłuszną. Brat się buntował, zawodził, uciekał z domu i nie chciał się uczyć, więc to ja dzierżyłam koronę tej najukochańszej i najlepszej. Jakże udany owoc związku! Pierwsza nagroda w konkursie na córkę stulecia. Mama chciała mieć mnie po swojej stronie, a ojciec po swojej. Mama w tym przetargu używała waluty wolnomyślicielskiej. Jako nastolatkę częstowała mnie papierosami i od czasu do czasu pozwalała na kieliszek wina. Nie robiła problemów, gdy chciałam iść na imprezę. Kupowała fajne ciuchy, buty albo pożyczała mi własne. Mówiła moim językiem. Pytała o chłopaków tonem „czy już się do ciebie dobierają?”. Ojciec za to próbował zrobić ze mnie trampa, nowoczesną dziewczynę w stylu sportowym. Zabierał pod namiot na biwaki, na żagle, piesze wycieczki w góry, uczył mnie pływać, jeździć na rowerze, potem jazdy samochodem. Ograniczał życie towarzyskie Gdy przyszły czasy prywatek, to albo mi ich zabraniał („tam na pewno będzie alkohol!”, „masz jeszcze na to czas!”), albo wyznaczał godziny niemożliwe do przyjęcia. Była jakaś wściekła zajadłość w tej ich rywalizacji. Kłócili się o moje wyjścia, o kieszonkowe dla mnie, o to, jakie dżinsy mam kupić i czy w ogóle dżinsy. – Ja w twoim wieku nosiłam już wysokie obcasy, o ileż lepiej prezentują się wtedy nogi, cała figura. Pamiętaj, córeczko, buty czynią kobietę. – Chyba zwariowałaś, ona ma dopiero szesnaście lat! Jaka kobieta? Daj jej prawo do chodzenia po drzewach. Mogli się kłócić na ten temat pół dnia. – A skąd te kłótnie się biorą, jak myślisz? – rzucał ojciec, gdy usiłowałam interweniować. – To wszystko przez was! Nieudacznik i ostatnia ćmonda Guzik prawda. W mojej opinii mogli do dzisiaj pokłócić się ciężko o pogodę. Ładna czy brzydka? Dobrze, że pada, czy niedobrze? Brakuje deszczu czy jest go w nadmiarze? I tak dalej, i tak dalej. Krzyczą, miotają się, wreszcie wyzywają od najgorszych. „Bo ty zawsze…”, „bo ty nigdy…”, „przestań już gderać!”, „zamknij się wreszcie!”. Zapewne po dziś dzień stanowię dla ich konfliktów wyjątkowo bujną pożywkę. Taką byłam grzeczną, posłuszną córeczką, inteligentną i pracowitą, tak dobrze się zapowiadałam, tak wspaniałą przyszłość wszystkie gwiazdy mi wróżyły. I co? I dupa! Ciekawe, czyja to wina? No bo nie zrobiłam żadnej zawodowej kariery i nie ułożyłam sobie życia. Nie mam pozycji ani konta w banku, w dodatku nie mam nawet męża ani dzieci! Wszyscy inni to mają, nawet mój brat, którego od dzieciństwa uważali za dziwaka. Szczęśliwe rodziny, lepsze lub gorsze prace, ale jednak. Tylko ja jedna w całej familii i wśród dalszych, i bliższych znajomych tego nie mam. Najgorsze, a właściwie przecież najlepsze, że ja sama wcale nie czuję się z tym źle. Prace zmieniam często, chwilami nie mam jej w ogóle, ale jakoś daję sobie radę. Pieniędzy od starych nie biorę i zresztą wcale mi ich nie proponują. Z głodu nie umieram, mam to, czego mi trzeba A że rozwiodłam się z mężem, to tylko dobrze, i dla niego, i dla mnie. Marek był oczywiście ich ulubieńcem, może nie wyszłam za mąż, by tylko im zrobić przyjemność, ale w pewnej mierze miało to znaczenie. Tego po mnie oczekiwali i to otrzymali: córkę w dobrych męskich rękach. Gdybym w nich pozostała, byłabym teraz bogatą mieszczką w typie Magdy. Elegancko odziana i pachnąca jeździłabym nowym samochodem pomiędzy domem na przedmieściu, a może nawet samym centrum, a Galerią Mokotów albo innym przybytkiem luksusu. Uciekłam już w momencie, gdy perspektywa takiej egzystencji się zarysowała. Nie chciałam tak, nie chciałam życia polegającego na mnożeniu pieniędzy. Kolejni faceci nie dali mi pierścionka ani psa, za to żyłam z nimi pełnią życia. Podróżowałam, rozwijałam się intelektualnie i artystycznie. Wiodłam życie we własnej opinii ekscytujące. I wciąż jeszcze mam na nie szanse. Jestem odważna, ciekawa świata, znam swoje możliwości i ograniczenia. Tylko nie mogę się poddać swoim starym. Pozwolić sobie wmówić, że znalazłam się na godnej ubolewania, straconej pozycji jako nieudacznik i ostatnia ćmonda. To słowo ciągle mi się przypomina. Tak nazywał mnie ojciec, kiedy mi coś nie wychodziło, gdy nie mogłam się nauczyć skakać na główkę do jeziora czy jeździć na rowerze. Albo zdać egzaminu na prawo jazdy, zdawałam kilkakrotnie. W gruncie rzeczy paraliżował mnie, jakże skutecznie, lęk nie przed samym egzaminem, ale przed tym, co od nich usłyszę. I jeszcze ta pogarda. I litość Nawet jako dorosła kobieta, zamężna, w swoim domu, ciągle musiałam być perfekcyjną córką. A nie byłam. I nawet jeśli udało mi się realizować własne wizje, własne scenariusze, to i tak było to okupione ich bólem, łzami i kłótniami wreszcie. Matka zawsze mnie broniła. Ojciec zaś syczał niczym nadepnięty wąż. Pełen najwyższej pogardy. Jest mi strasznie przykro, że tak im to ciągle funduję, że nie są ze mnie zadowoleni i nie mogą się mną pochwalić przed przyjaciółmi ani rodziną. Wyobrażam sobie dumę tamtych rodziców i bezsilność moich. „I co, Gosia znowu sama została? Tak to jest, jak się nie hołubi męża, prawda? A pracuje, biedaczka? Nie? Ależ macie z nią kłopot!”. – Magda, a jak ci się ułożyło z matką po śmierci ojca? Zbliżyłyście się wreszcie do siebie? – zapytałam. – Ma w was taką opokę – w tobie, Pawle, chłopakach… – Coś ty! Wcale nie. Nigdy nie przebolała straty ojca. Nie pogodziła się z jego odejściem. Rzadko nas odwiedza, jeszcze rzadziej zaprasza do siebie, tak jakby mi zazdrościła, że ja wciąż jeszcze mam męża. Nie wiem, może to niesprawiedliwe, ale czasem takie odnoszę wrażenie. – Przecież musi być z ciebie bardzo dumna… – zdziwiłam się. – Nie sądzę – odparła przyjaciółka. – Nigdy nie dała mi tego odczuć! I jak to wszystko zrozumieć? Czytaj także:„Zwierzałam się Jurkowi z rodzinnych ekscesów, a on podle mnie wykorzystał. Oddałam mu serce, a on okradł moich bliskich”„Mam swoje lata, ale w domu córki traktowano mnie jak trzpiotkę. Weszłam w rolę i pod osłoną nocy uciekłam do kochanka”„Przed ołtarzem będę przysięgać Tomkowi wierność, choć wiem, że nie dotrzymam obietnicy. Nie pozwoli na to... jego brat”
Śpiewnik Małego Pielgrzyma powstał jako zbiór chrześcijańskich pieśni dziecięcych, które zebrane zostały w jedną całość. Jest to wyraz chęci i pragnienia służby wśród dzieci, którą Pan Bóg buduje w naszym zgromadzeniu wraz z ilością pojawiających się pociech 🙂 Przez te pieśni chcemy docierać do najmłodszych z przekazem Ewangelii Pana Jezusa Chrystusa. Śpiewnik jest wciąż aktualizowany o nowe pieśni, którymi Pan Bóg wciąż obdarowuje. Pieśni można znaleźć także na: naszym kanale Youtube – Dzieci dla Pana Jezusa, w aplikacji mobilnej na telefon – Aplikacja na Chwałę Bożą ( zakładka Śpiewnik Małego Pielgrzyma w Sklep Play) Niech ten śpiewnik służy na chwałę Pana Jezusa wśród najmłodszych 🙂 Życzymy powodzenia w korzystaniu 🙂 Madzia i Asia 🙂 Dzieci dla Pana Jezusa
ani ty ani ja ani nawet cały świat tekst